Wyjazd którego się nie spodziewał – Korea z Bodziem

Data: 15.11.2023
Cel: korea

Każdy kto wie jak zaczynałem swoją karierę na YouTubie będzie znał Bodzia. Wspólnie nagrywaliśmy filmiki na kanał WszystkoVlog. Postanowiłem sprawić mu niespodziankę w postaci wycieczki do Seulu. Haczyk jest w tym, że nie wie on gdzie i po co leci. Dowie się dopiero na miejscu, ponieważ przez całą podróż będzie miał założone specjalne okulary.

Dziewczyna Bodzia, Dorota, zawozi go na lotnisko w Warszawie. I wtedy chłop dowiaduje się, że to nie będzie podróż z dziewczyną, a ze mną. Ta informacja dużo zmienia, gdyż wcześniej mógł on próbować przewidzieć docelowy kierunek. Mimo, że zna mnie bardzo dobrze, to w życiu nie będzie w stanie przewidzieć w jakim miejscu na świecie będziemy się finalnie znajdować.

Podczas tej podróży mamy jedną przesiadkę we Frankfurcie. Tam na lotnisku spotykamy Kuqe, który leciał z nami, jednak na potrzeby niespodzianki musiał wejść w rolę i nie wygadać finalnej destynacji.

Czekało nas jeszcze 8 godzin lotu. Starałem się za wszelką cenę dopilnować, żeby Bodzio żył w niewiedzy gdzie leci aż do Seulu. I udało się! Wiadome było, że chociażby po kontroli wizowej domyśli się on, że jest w Azji. Najważniejsza była informacja o Korei, a tak właściwie to evencie, na który specjalnie tutaj przyjechaliśmy- Mistrzostwa świata League of Legends. Chłopak skakał ze szczęścia, jego reakcja była dla mnie bezcenna. Chociaż tak właściwie za wyświetlenia z YouTuba jest niezła kasa…

Po około godzinie jazdy busem docieramy do całkiem eleganckiego hotelu. Nasz pierwszy dzień przeznaczamy na szybkie zwiedzanie miasta i lokalną kuchnię, lecz po długiej podróży szybko odpadamy.

Korea Południowa jest dobrym miejscem na przetestowanie jedzenia i tym właśnie się też zajmiemy. Pierwsza knajpa jaką odwiedzimy znajduje się w Gwanjang Market. To popularny street food w którym odwiedzić można restaurację znaną z serialu Netflixa. właśnie ją przetestujemy jako pierwszą.

Zamawiamy homemade noodles, spicy noodles, kimchi i dumplingi. Ewidentnie w daniach czuć babcinego skilla. To trochę tak, jakby jeść domowy rosół ale w azjatyckim charakterze. Każde z dań oceniamy bardzo wysoko. Dlatego właśnie warto jeść w street foodach za granicą- często korzystają z nich sami lokalsi, a biznesy prowadzone są przez całe rodziny od wielu lat. Póki mamy jeszcze miejsce w żołądku łapiemy garlic chickena, zakręconego ziemniaka, gofra z serem i sok. Bo wszystko tu jest tak pyszne, a na słodkie przecież zawsze znajdzie się miejsce…

Następnie wskakujemy lvl wyżej, do restauracji Gatten Sushi Sinsa , do której przychodzą zwykli mieszkańcy Seulu. Nie zamawiamy tam dań sami. Talerzyki z

jedzeniem jeżdżą od osoby do osoby, jeśli coś Ci się spodoba możesz to zabrać i zjeść. Na koniec rachunek podliczany jest poprzez podliczenie talerzyków (każdemu koloru talerzyka odpowiada inna cena).

Tak naprawdę my jesteśmy przyzwyczajeni do polskich standardów sushi. Ryż i świeże składniki w Korei smakują zupełnie inaczej niż u nas w kraju. Dodatkową robotę robiła możliwość zaparzenia sobie herbatki. Jak na średni standard lokalu moja oceną to 8/10.

Finalnie lądujemy w restauracji wyższego sortu, Alla Prima. W tym lokalu kolacja miała bardziej charakter degustacyjny. Otrzymaliśmy wiele dań o najróżniejszych smakach, dodatkowo spróbowaliśmy sake, koreańskiego alkoholu.

Wreszcie przyszła pora na główną atrakcję tego wyjazdu. Bo nie, wbrew pozorom nie było to jedzenie. Mistrzostwa świata w League of Legends gromadzą rzeszę fanów marzących o zobaczeniu swoich idoli i samego meczu. Oczywiście oprócz starcia drużyn na miejscu przygotowane są różne atrakcje. Stanowiska drużyn, odwzorowane pokoje graczy, zbieranie pieczątek. Cały event jest rozmieszczony w kilku budynkach. Na koniec tego dnia otwieramy prezentowe boxy i lecimy spać. Jutro jest ostatni, pełny dzień w Korei.

Fajną rzeczą jest możliwość zwiedzenia backstage’u, i całej strefy korporacyjnej. Odbieramy koszulki, idziemy napełnić brzuchy darmowym jedzeniem z eventu i jedziemy na finałowy mecz. Stadion jest przepełniony ludźmi, spotykamy nawet naszych czeskich sąsiadów z piwem. Od początku w rozgrywce prowadzi koreańska drużyna T1 i wygrywa z chińską drużyną 3:0. Mecz był świetny, po nim biegniemy na after. Niestety z powodu porannego lotu nie możemy zostać na nim długo.

Cały wyjazd jak i uczestnictwo w evencie na zaproszenie Riot było świetną przygodą. Lubię robić prezenty i cieszę się, że mogłem zrobić taki dla Bodzia. Niestety nie mieliśmy wystarczająco czasu w Seulu żeby lepiej zwiedzić miasto, jednak kto wie gdzie zaprowadzi nas przyszłość…

aktualności

Sprawdź wpisy z tej podróży

Wspieraj naszą podróż na Patronite:
Dziękuję za Twoje wsparcie!
Zlokalizuj mnie satelitarnie:

Wyjazd którego się nie spodziewał – Korea z Bodziem